o czym by tu…
no właśnie. nie ma za bardzo o czym.
wszechświat taki rozległy a ja się
zastanawiam o czym by tu.
o tym że
zjadłem ostatniego trufla. zbyt banalne. ale za to prawdziwe. można nawet powiedzieć
że pisanie o jedzeniu ostatniego trufla byłoby swoistą literaturą faktu.
ale kogo interesuje to że właśnie zjadłem
ostatniego trufla?
czy w tym
rozległym wszechświecie znalazłaby się choć jedna jedyna istota wyposażona w emocje
i świadomość [niekoniecznie musi to być
istota ludzka] którą w jakikolwiek sposób fakt zjedzenia przeze mnie
ostatniego trufla - - - poruszyłby?
to się nadaje
tylko na facebooka. nie na bloga.
blog.
jak sama nazwa
wskazuje [a propos skąd się wzięło słowo
blog?] aspiruje. celuje. do tajemnej strefy art.
a facebook to wysypisko zużytych słów.
niektórzy uważają
że współczesne hałdy śmieci zwane wysypiskami to ostatni autentyczny performance. całkowicie wolny od
mizdrzących się autystycznych
artystów.
sztuka.
instalacja. happening. zwał jak zwał. chodzi o to że ta kupa śmieci to
uwolniona od fałszu forma artystycznego wyrazu ludzkości. bezpośrednia do bólu
[rzekłbym nawet do odoru] szczera.
nie wiem…
nie wiem… nie znam się.
ostatnio coś
dziwnego się ze mną stało. od myśli szybko przechodzę do słów. a od słów do
uczynków.
nie wiem… może to akurat dobrze. a nie źle.
otóż wiele
się nie namyślając wrzuciłem ten zlepek zużytych słów na fejsa. (cyt. dosł.
z samego siebie):
„Mam świadomość, że nie podniosę poziomu
cywilizacji tym wpisem. Mimo to, odważę się.... otóż zjadłem ostatniego trufla.”
tylko
dlatego że jest to cytat użyłem dużych liter oraz przecinków. bo normalnie jak
już wspominałem nie używam. ich.
nie żebym nie poważał. zwyczajnie nie
stosuję. taki autystyczno-artystyczny czojs!
o i proszę.
jest reakcja.
marcin to lubi. a mariusz skomentował
„a moralniaka masz”? więc ja lubię
koment mariusza. nie ma w gupim fejsie opcji lubienia lubię. bo polubiłbym lubienie marcina.
o tempore. o
mores.
o ludzkości.
quo vadis? w jakież to meandry mielizn mentalnych zabrnęliśmy
zaraz. zaraz…
jakiś B*&$76854lolo pisze do mnie na
czacie dziwnymi krzakami. odpisuję: WTF?
B*&$76854lolo: przeprasza, pisane z inne
galaktyka, nie poznam język polski, użył google translator.
Ja: że co?
B*&$76854lolo: jest wzruszony ze ty i B*&$76854lolo
lubi trufle. Cieszy się zjedzony ostatni trufel. Bo wielbie bardzo truflami. Jesteśmy
sąsiady. Moja galaktyki blisko ich galaktyką. My tutaj mlaszczemy truflami. No
i mamy facebook!
Ja: spadaj świrze!
przełączam
szybko na offline.
to może jednak
o sąsiadce napiszę co trzyma w swoim małym mieszkanku w bloku około 14 kotów?
no i co niby
mógłbym o niej powiedzieć?
nic. to
straszne.
myślę że
można o niej napisać naprawdę wiele niezwykłych rzeczy. takich że się filozofom
nie śniło. ale ja nie potrafię oprócz tego że trzyma w swoim małym mieszkanku w
bloku około 14 kotów.
przeprasza. jutro kupi nowymi truflami
paczka.
I takim Cię lubię. :)
OdpowiedzUsuńLubiej mnie takoż innym :)
OdpowiedzUsuńOk. No problemo. Cała przyjemność po mojej stronie w tym całościowym Ciebie lubieniu i od tej i od tamtej strony.;))
UsuńDzienks za lubienie z wszystkich możliwych stron :) czuję się jak dowartościowany księżyc
Usuńa ja bym zjadła coś dobrego:-)
OdpowiedzUsuńale coś materialnego czy raczej metafizycznego? bo to wtedy innych kucharzy zamawiam!
Usuńpolecam trufle wedlowskie. my z żoną, jak Prot, bohater z filmu oraz plenty K-Pax jesteśmy wielbicielami! polecam również trufle duchowe. ale u mnie ostatnio brak dostaw z w/w. a w ogóle to fajna nazwa dla jakiegoś kolejnego udziwnionego bloga celującego w target metafizyczny (wtf!? jak to brzmi1!?). albo blog: Trufle Stamtąd, Trufle Metafizyczne.
OdpowiedzUsuń14 kotów w sąsiedztwie? Jak to znosisz? Co na to sąsiedzi? Czy są na opiekunkę kotów skargi? Czy wręcz przeciwnie - pienia pochwalne? Dodaj Waść jakieś smakowite dodatki do powyższej treści, bo truflami już się zajadam. :)
OdpowiedzUsuńKotów jakby nie było. Cisza. Spokój. Czysto. Kłaków nie ma pod ścianami. Wiem, że jest dużo kotów u niej, bo jak Lusia (moja córeczka) była mniejsza, to czasami sąsiadka otwierała jej, i tylko jej... szerzej drzwi swego mieszkania i wtedy wysypywała się na korytarz cała zgraja miauczących futrzaków-dachowców, tych których nie dała kapciem zagarnąć z powrotem do środka. (bo ona kocie przybłędy zbierała systematycznie, teraz już chyba nie). Zadbane były, zdrowe te kocięta, więc nikt awantur nie robił z tego powodu. Czasami na korytarzu unosił się zapach (czyt. smród) gotowanych nerek. To znaczyło, że sąsiadka gotuje dla futrzaków obiad na trzy dni. Część zostawało, to jeszcze w takim małym garnku znosiła do piwnicy, gdzie z kolei królował klan miauczących futrzaków-piwnicznych. Lusia, podobnie jak moja żona, uwielbia koty. Ja je lubię. Lubię też psy, żeby nie było... ale w domu mamy dwie myszki :)
Usuń