Niedziela, święta sprawa. Msza w osiedlowym spichlerzu (tak nazywam budynek kościoła, bo to, co tu stoi nie ma nic wspólnego z sakralną architekturą). Czepiam się. Młodzieżowa schola wyśpiewała wszystko pół tonu niżej, niżby to sugerował strój gitary. Czepiam się. Umawiam się z Panią Reżyser na dworcu (jest Żydówką, dobrze mówi po angielsku i francusku, tylko nie po polsku). Mamy jechać do Pobiedzisk na spotkanie z operatorem, który będzie robił zdjęcia do trailera dokumentu. Mój francuski jest w stanie opłakanym. Nie potrafię wybełkotać najprostszych słów. Coraz bardziej wykrzywiam twarz, ciężko wzdycham i dużo macham rękoma. Czepiam się. Pani Reżyser jest wyrozumiała. Uśmiecha się. Rozmawiamy właściwie w czterech językach: hebrajskim, polskim, angielskim i francuskim (szkoda że nie próbowaliśmy łaciną lub greką). Czepiam się. Kolejka do kasy biletowej, przedziwne zawiłości kupowania biletu. Okazuje się, że zmieniono peron naszego pociągu, ale my poszliśmy już na tyle daleko, że z głośników doszły naszych uszu jedynie jakieś strzępy nieczytelnej informacji. Normalnie jak w mętnym śnie. Nasz pociąg odjechał. Czepiam się. Szukamy następnego. Jest, ale powrót będzie zbyt późno. Unieważniamy bilety. Rezygnujemy z wyjazdu do Pobiedzisk. Mówię "quelle voyage"! (co mniej więcej znaczy "ale podróż"!). Panie Reżyser się uśmiecha. Czepiam się.
poniedziałek, 26 września 2011
wtorek, 20 września 2011
Słowa na sprężynie wyskoczyły z pudełka
Ogień
Ciemnoskóry przychodzi po swoje
Nie ocalisz łzy
Słomiana żarówka eksploduje
Za dużo elektronów zostało zniewolonych
Prześwietlone mątwy zaszywają głębie
Widzeniami
Pociągam za spust
I noc rozjątrza błękitny żar
Ciało poszarpane (nie rozszarpane)
Ceruje się samo
niedziela, 11 września 2011
czwartek, 8 września 2011
środa, 7 września 2011
Fragment "Czarnego liścia" TOM 1. str.385
"Uniósł dłoń zatrzymując na wysokości oczu. Długą chwilę oglądał ją ze wszystkich stron mocno zdziwiony faktem, że to całkiem normalna dłoń. Z niejasnych przyczyn spodziewał się raczej ujrzeć bardziej dziwną dłoń. Nie potrafił jednak określić na czym ta dziwność miałaby polegać."
poniedziałek, 5 września 2011
Myślnik w poprzek pasieki
Może jednak zajmę się pszczołami, a nie pisaniem powieści? Myślę, że na rozwój małej pasieki miałbym większy wpływ, niż na rozwój powieści. Czy ten ring wolny choć raz nie mógłby być leniwym świętem nadmiaru sensu? Czy tu także, jak wszędzie, nicość musi ocierać się o duszę jak kot iglasty? I to uporczywe wydłubywanie miąższu z orzecha, który jest chytrze zakamuflowaną pustką... naprawdę w tym wszechświecie nie ma bardziej interesujących zajęć? Wymiękam wzdłuż i wszerz - dodaj mi nieskończoność na deser.
Subskrybuj:
Posty (Atom)