myślą
bibułą
lękiem i drżeniem
rzezią słów niewiniątek
palcami łkającymi na klawiaturze z mgły
drążyłem ją w sobie
drążyłem poza
żłobiłem paznokciami
w grafitowym
granitowym OBLICZU
i oto jest
moja grota
organicznie ograniczona pustka
PAN przechodził
pękały granice
jęczały wrzeszczały jaźnie
dziwnie rozciągliwe
syczały wzdłuż i wszerz bytu
ale to nie był PAN
potem nagły brak ziemi pod stopami
brak życia
skulony embrion
pulsujący w oddechu śmierci
upiornie żywy
ale to nie był PAN
potem PŁOMIEŃ
pochłonął amorficzne twarze
groziły błagały żebym nimi był
zdzierałem je gdy płakały
ale to nie był PAN
i niczym już nie mogłem się zasłonić
gdy PAN nadchodził
szmer łagodnego powiewu
wszechmocny szept
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz