niedziela, 19 lutego 2012

JUPI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Stało się.
Napisałem ostatnie zdanie powieści, tj. pierwszej części trylogii lub dyptyku (to się okaże w praniu).

A wygląda ono tak:
Teraz już nie musieli bać się miłości.

Jeszcze trochę czasu zajmie mi niezbędna korekta. Dobrze teraz widzę, co należy skrócić, co wyrzucić i co poprawić, żeby lepiej pasowało do rytmu, stylu oraz całości fabuły. Na początku lub w połowie pisania powieści nie ma się tego horyzontu, który ma się po napisaniu ostatniego zdania. Korekta będzie jednak czystą przyjemnością, gdyż najtrudniejsze za mną.

Sztuką jest wyłowić COŚ z NICZEGO, potem to już bułka z masłem. Myślę, że przerabiać, przetwarzać, korygować, poprawiać COŚ w dziele już napisanym jest naprawdę łatwiej, niż wymyślać i napisać go od początku do końca, choćby w pierwszej, nawet lekko nieudolnej wersji.

2 komentarze: