Metafizonautyka to taka nieszkodliwa choroba eksplorowania metafizycznych wymiarów tzw. rzeczywistości. Metafizonauci wszędzie widzą pieczęcie, znaki i drzwi do czegoś innego, co zazwyczaj (w założeniu przynajmniej) leży głębiej - jak na przykład czwarte dno walizki leży głębiej od trzeciego dna. Jestem początkującym metafizonautą, ale wrodzona gorliwość do wszystkiego co dzieje się w każdej chwili obecnej sprawiła, że i w dziedzinie metafizonautyki poczyniłem całkiem przeciętny progres. Jak każdy szanujący się metafizonauta posiadam swój autolot no i skafander meatafizonautyczny z pięknym hełmofonem.
Ten dzień zapowiadał się wspaniale! Przestrzeń metafizonautyczna aż krzyczała do mnie, że dawno nie była eksplorowana i czuje się jak piękna kobieta, której nikt nie miał odwagi się oświadczyć. Włożyłem swój skafander z hełmofonem, uruchomiłem silnik autolotu i wyruszyłem w głąb rzeczywistości! Cóż to był za lot. Cóż to były za widoki z lotu autolotu!
- Napisałeś podanie do spółdzielni? - zapytała moja żona.
Mój autolot zadrżał i zaczął spadać w dół. Wył, pikował i ciągnął za sobą czarną smugę dymu niczym idealnie trafiony myśliwiec.
- Jakie podanie? - zapytałem kontrolnie i jak się spodziewałem mój głos w hełmofonie brzmiał inaczej niż bez.
- Źle się czujesz?
- Nie! Czuję się wspaniale!
- To dobrze... napisz podanie.
- Jakie podanie?
- O wynajem dodatkowego pomieszczenia
- Kiedy mi ciężko teraz to pisać.
- Dlaczego?
- Jestem teraz w piątej głębi kosmosu metafizonautycznego i właśnie pikuję do czwartego, w którym się prawdopodobnie rozbiję i będę musiał wrócić do tzw. rzeczywistości na piechotę.
Żona popatrzyła na mnie tak, jak tylko potrafią patrzeć żony (to wymyka się wszelkim opisom).
- A poza tym drukarka jest popsuta - dorzuciłem szybko bardziej racjonalne usprawiedliwienie.
- Napisz ręcznie.
- Kiedy nie mogę...
- Nie wydurniaj się, zabawki dziecka, książki i inne rupiecie już nam się w mieszkaniu nie mieszczą...
Mój autolot uderzył z wielkim hukiem w "powierzchnię" czwartej głębi. Wyszedłem z wraku cały poturbowany psychicznie i fizycznie. Rozejrzałem się dookoła, brama do trzeciego wymiaru była oddalona ode mnie o jakieś trzy nierozwikłane tajemnice.
- Pisz - żona najwyraźniej nie zamierzała odpuścić.
- Co mam pisać?
Byłem zdruzgotany. Zmysły, rozum, serce, myśli ugrzęzły w czwartej głębi kosmosu metafizonautycznego i komunikacja z moją ukochaną skądinąd żoną była bardzo utrudniona.
- Zwracam się z uprzejmą prośbą...
- A ty nie możesz napisać? - zapytałem z wielką nadzieją w głosie.
- Nie, to ma być twoja pracownia i ty musisz napisać.
- Tak, wiem, ale właśnie...
Szurając po chropowatej powierzchni czwartej głębi moimi wspaniałymi buciorami ze skafandra metafizonautycznego równocześnie sięgnąłem po kartkę i długopis. Nie byłem w stanie sklecić ani jednego normalnego zdania. Czułem jak mój mózg wyrzuca mi niebieski ekran z małymi, białymi krzaczkami,z których najczęściej występujące słowo było słowo: 'error'.
- Zwracam się z serdeczną prośbą... - dukałem jak pierwszoklasista, który zaczął nierówną walkę z elementarzem.
- Jak "serdeczną"? - przerwała żona - chyba z uprzejmą?
To było upokarzające.
- Dalej mózg, złaź z tych niebiosów tutaj na dół!! - wrzasnąłem do swego mózgu - Bo za chwilę moja żona pomyśli, że jestem debilem.
- Zwracam się z uprzejmą prośbą o wynajęcie...
Utknąłem. Utknąłem tak, że ani tam kroku zrobić nie mogłem, ani tutaj przy stole słowa, czy jednej durnej nawet myśli wycisnąć z siebie. Mój mózg wyrzucał mi niebieskie ekrany z białymi krzaczkami i szeregami wykrzykników z taką szybkością, że jeszcze chwila, a skończyłoby się to gwałtownym atakiem epilepsji.
- Naprawdę nie dam rady - wyszeptałem ledwo wyschniętymi na wiór ustami - Możesz mi pomóc?
- Właśnie to robię, ale za ciebie nie napiszę... przecież już ci nawet dyktuję.
- Kiedy ja nie mogę nadążyć - powiedziałem łamiącym się głosem jakbym za chwilę miał wybuchnąć płaczem czterolatka.
- Co to to nie!
Czułem się upokorzony!!! Tak, jestem idiotą, który nie umie sklecić trzech debilnie prostych zdań. Uprzejmie proszę o wynajęcie dodatkowego pomieszczenia na różne sprzęty domowe, które już nie mieszczą się nam w mieszkaniu z powodu takiego, a nie innego metrażu oraz małej osoby niespodziewanie dodatkowo użytkującej tę powierzchnię w postaci dziecka... czułem się oszukany przez mój mózg i przez kosmos metafizonautyczny. Nagle, gdzieś tam w głębinach rzeczywistości ujrzałem właz pod stopami z napisem. Właz ratunkowy - korzystać w razie nagłej potrzeby przeniesienia się do normalnego kosmosu.
Byłem uratowany!!!
Po otwarciu włazu ujrzałem czarną dziurę, nie bałem się, skoczyłem w nią bez chwili zawahania. Szalona jazda tunelem ratunkowym okazała się równie przyjemna jak dziki lot autolotem. Wylądowałem.
Napisanie podania zajęło mi dwie minuty i oczywiście te ostatnie resztki normalności.