Nie
umiem pisać bez choćby odrobiny dziegciu surrealizmu. Paradoksalnie tzw.
realizm jest dla mnie najbardziej odrealnioną formą bytowania. Nie ma czegoś
takiego, jak "zewnętrzna obiektywność". Nie pociąga mnie obserwacja,
analiza i opis kształtów, które wynikają z odbijania światła na najbardziej
zewnętrznym naskórku rzeczywistości zwanym powierzchnią. Światło istnienia
pochodzi z wnętrza i ma odwrotny kierunek świecenia, że się tak wyrażę, tzn.
swą mocą przekształca widzenie zewnętrza, tym samym zmieniając je, ponieważ
wierzę, iż ostateczną naturą realności jest wizja, z której to ona wypływa. Jeśli
duch jest wolny materia jest mu posłuszna, jest jak rozgrzewana plastelina,
która stawia mu coraz mniejszy opór. I choć zmysły zatrzymują pozór jej
stałości i niezmiennej stabilności to duch zmienia jej sens i znaczenie. Tak
jak Adam, pierwszy człowiek w raju, nadaje nazwy, imiona określając wewnętrzny,
nowy sens materialnym kształtom. W zetknięciu z wolnym, kochającym duchem
człowieka materia aż iskrzy od tkwiących w niej możliwości, którymi może
rozbłysnąć nawiązując z ludzkim duchem niepowtarzalną więź, oryginalny proces
interakcji oraz ścieżki stawania się obydwojga. Jest tylko jeden, zdawałoby się
prosty warunek, ten ludzki duch musi być w całkowitej jedności ze swym Stwórcą.
Musi być tak jak On przeniknięty miłością, mądrością, dobrocią, pięknem jednym
słowem: świętością. Tylko wtedy ta potężna i wspaniała "alchemiczna
machina" zwana wszechświatem nie czyni człowiekowi krzywdy, nie umniejsza
jego godności, nie zniewala go wyjaławiając jego ducha. Panowie fizycy piszący
przeciekawe książki o kwantowej naturze wszechświata zupełnie pomijają ten
"szczegół". Odnoszę wrażenie, że ulegli złudzeniu, iż niekoniecznie
muszą nawiązywać relację z Bogiem, by móc z radością, i jak twierdzą z pełnym
bezpieczeństwem manipulować "kosmiczną machiną" ucząc ją niejako
posłuszeństwa dla swych pragnień i życzeń niczym dziecko, które złapało złotą
rybkę. Uważają, że umysł ludzki jest do tego stworzony, by wszechświat go
słuchał, mało tego, że właśnie ten wszechświat (bez odwoływania się do zbędnej
idei mniej lub bardziej dobrego Stwórcy) tak go właśnie ukształtował, sam z
siebie. Wielka machina stworzyła świadomą istotę, przez którą chce być rządzona
niczym automat z batonikami za grubym szkłem. Człowiek musi jedynie
"odblokować" moce swego umysłu. Uwierzyć w swą wielkość! Gdzie leży
źródło tej wielkości? Nie potrafią wskazać lub odwołują się do starych i
chwytliwych idei, jak chociażby panteizmu. Po ci Bóg? - mówią nie wprost,
między wierszami, panowie naukowcy - Ty jesteś bogiem! Rządź swym
wszechświatem, jak tylko chcesz! Św. Augustyn mówi prawie to samo, i to
"prawie" okazuje się wielką, nieprzekraczalną otchłanią pomiędzy
tymi, którzy wierzą w Boga, a tymi, którzy wierzą, iż są bogiem - "Kochaj
Boga i rób co chcesz" - mówi ten niezwykły święty. Nie znam innego,
podobnego niuansu, który rodziłby tak wielką i radykalną odmienność. Wielką, bo
dotyczącą skali ostatecznego przeznaczenia człowieka, sensu jego życia tutaj i
wyboru, który zdecyduje o jego wieczności. Osobiście uważam, że wszechświat,
który jest szkołą miłości do swego Stwórcy ma sens. Wszechświat, który jest po
to, by spełniać moje pragnienia, nie ma sensu. I w takim właśnie znaczeniu duch
człowieka nadaje sens materialnej formie bytowania, albo jest to spojrzenie
wiary, albo spojrzenie magiczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz