sobota, 5 maja 2012
dzban jest rozchylony zapachem deszczu
choć jestem kroplą i serce mam w słońcu
zostaję na noc
w domu z drewna i gwiazd
jest tam śpiące dziecko
z kosmykiem cherubina na policzku
zacznę od imion kamieni ich twarzy
rozdrobnionych w piasku
[rozpętałbym wojnę gdyby jednak uciekły
w agnostyczne esy floresy]
odciski odbicia tak niepodobne
do zanikłej stopy
[nawet pytajniki lepiej na tym wychodzą
dyndając w szafie za wieszaki]
wszystkie sekundy są równoczesne
zależy gdzie się stoi
i z czego utkane są oczy
w jednej z nich widziałem koniec
eksplozja niezliczonej ilości kolorów
znanych i nieznanych
kosmiczna hekatomba dosłownie i w przenośni
i embrion światła
pąk
co rozchyla się w głąb Innego
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz