pełzam w dzwonie ciszy
gdy serce parzy tłumię uderzenia
czasu
jak brudna szmata
rdzą zgrzytam tak mało powietrza pomiędzy
młotem mięśniem
i gwoździem
jestem strażnikiem śpiącego
logosu
pajęczynowe katedry
obrastają żłobek całymi nocami wyciągam
drzazgi z rąk ciała
i oczu
karmię snami kałamarnice
cicho
opadające
na
dno
studni
nie nakarmią mną
rekinów które wciąż mi się mylą z delfinami
kuśtykam
w koleinach chropowatości głosu
owad
z rubinowym pokrętłem na pancerzu
kto chce znaleźć szyfr?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz