To osiedle, na którym mieszkam to miejsce magiczne. Np. w samym jego centrum jest dżungla badyli, kniei i traw, ze spokojem można by tu zrealizować każdego rodzaju scenę batalistyczną z niejednej epoki. Marzy mi się film, gdzie akcja osadzona byłaby właśnie w tej osiedlowej dżungli. Byłby to post-apokaliptyczny thriller, bardzo mroczny pojedynek snajperski z karabinami z II Wojny Światowej.
Inny film, który chciałbym zrealizować w tych kniejach to średniowieczna saga o dwóch rodach rycerskich. Nie wiem, co by było ma początku i w środku, ale na końcu byłby pojedynek rycerzy na miecze, jeden z nich byłby szlachetny, a drugi zły. Film zakończyłby się nierozstrzygniętym pojedynkiem. Z całą pewnością publiczność zlinczowałaby mnie za taki reżyserski psikus, ale ja bym to wyjaśnił chęcią stworzenia cyklicznej epopei na miarę Gwiezdnych Wojen.
Na razie posiadając bardzo ograniczony budżet zrealizowałem 'filmik' (to ciekawe, ale jak się powie 'filmik' zamiast 'film', to ewentualna krytyka staje się o niebo łagodniejsza) pt: "Dyskretny urok mojego osiedla"...
Długo się wahałem, czy nie usunąć drastycznych scen tańczących, młodych glizd w kałuży obok chińskiego marketu, ale koniec końców podjąłem to ryzyko.