czwartek, 23 lutego 2012

w środku ziemi jest Łza. rezonująca
Ofelia. śpiewają też garby. jęczą różowe bańki z misternymi konstrukcjami
światów. po co szkieletowi
ość? to tak jakby nucić pustkę między pięcioma liniami. szafir uwiera
w bucie. czekam aż wyjęczy serenadę. taki supełek końca promienia. poszarzały firanki na Riwierze. w drinku znajduję peta w kształcie trójmasztowca. czy pan jest ojcem tych zahukanych
koncepcji? nie. ja tylko asystowałem.
pokochałem te niebieskookie niemowlę. packą na muchy burzy drapacze z kart
tarota. przyszłość jest już w Teraz. słyszysz trąby? lawiny zastygłych chwil 
zsuwają się z jasnych
Szczytów. oczywiście. wszystko ma racjonalne wyjaśnienie
oprócz tego co wyjaśnienia nie ma. muzykalność płynnego jądra ziemi
można porównać z rezonującym Be Or Not Be Makbeta. dla starożytnych muzyka sfer nie była abstrakcyjnym zbytkiem. oni ją
naprawdę słyszeli. w dniach głosu siódmego anioła gdy będzie miał trąbić misterium Boga się dokona. apokalipsa to nie horror klasy B. happy end = happy
beginning. potem dokładne ważenie. cogito ergo sum. amo ergo sum.
ciężarki myśli. ciężarki miłości. tego ostatniego nie można podrobić. 
obyś był cięższy od własnego
tchnienia.



środa, 22 lutego 2012


Dlaczego Miłość nie jest kochana?
Dlaczego to Ją się oskarża?
Dlaczego tak trudno Jej uwierzyć, iż jest tak bliska i intymna, jakby na świecie istniały tylko ty i Ona?
Dlaczego tak trudno Jej uwierzyć, iż jest tak hojna, że wystarcza dla wszystkich?
Dlaczego tak trudno uwierzyć, że ukazała swą Nieskończoność w skończonym eikon tu Theu (gr. obrazie Boga), w Jego Słowie i Ciele, w Bogu-Człowieku - Jezusie Chrystusie?
Dlaczego tak trudno uznać, że to nie my jesteśmy Oceanem światła, ale się w Nim zanurzamy, przemieniając się w Jego Niezmierzoność i Piękno?
Dlaczego tak trudno uwierzyć, że Ten Ocean jest Osobą, (PERSONA EST RATIONALIS NATURAE INDIVIDUA SUBSTANTIA), której istotną cechą jest również nieprzekazywalność, lecz Jego Miłość przekracza nawet tę niemożliwość?
Dlaczego tak trudno uwierzyć, że ta Osoba jest również Ojcem, który całym swym ojcowskim sercem pragnie podarować mi szatę i pierścień, i patrzeć na mój taniec szczęścia?
Dlaczego Miłość nie jest kochana?

poniedziałek, 20 lutego 2012

nie lękaj się mały świetliku. Jasność zaczyna się w tobie i już nigdzie nie ma brzegu. grawitacja blasku unosi lampiony. 
gdzieś między gwiazdami spada deszcz odwróconych kropel. 
nie lękaj się. jesteś dzieckiem Świtu. nie siebie widzisz tylko swój wędrujący cień.
Ten Który Wypuścił cię z Dłoni jest tylko twój i jeszcze tylko należy do wszystkich.
to On pozwoli ci zapalić wszystkie gwiazdy. od nowa i na zawsze.
twój śmiech jest zaraźliwy. Ten Który go Zaprojektował pierwszy daje się zarazić.
twoje ledwo widoczne skrzydełka budzą Jego Czułość. to że gaśniesz gdy On wschodzi jest tylko pozorem.
nadmiar jest twym przeznaczeniem. niech zgaśnie płomyk aby gwiazdy stały się jaśniejsze.

niedziela, 19 lutego 2012

JUPI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Stało się.
Napisałem ostatnie zdanie powieści, tj. pierwszej części trylogii lub dyptyku (to się okaże w praniu).

A wygląda ono tak:
Teraz już nie musieli bać się miłości.

Jeszcze trochę czasu zajmie mi niezbędna korekta. Dobrze teraz widzę, co należy skrócić, co wyrzucić i co poprawić, żeby lepiej pasowało do rytmu, stylu oraz całości fabuły. Na początku lub w połowie pisania powieści nie ma się tego horyzontu, który ma się po napisaniu ostatniego zdania. Korekta będzie jednak czystą przyjemnością, gdyż najtrudniejsze za mną.

Sztuką jest wyłowić COŚ z NICZEGO, potem to już bułka z masłem. Myślę, że przerabiać, przetwarzać, korygować, poprawiać COŚ w dziele już napisanym jest naprawdę łatwiej, niż wymyślać i napisać go od początku do końca, choćby w pierwszej, nawet lekko nieudolnej wersji.

Precz z nudą! - o.Dominik Jarczewski OP

Ten wpis o. Dominika Jarczewskiego wyraża dokładnie to, co mam na myśli od długiego czasu. Lepiej bym tego nie ujął, więc cytuję dokładnie wraz z obrazkiem :)

JA jestem wieczne żywy, JA jestem wiecznie młody. Wciąż nowy i niezgłębiony w swej świeżości. To tyś się zestarzał – w grzechach swoich.

„Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie” 
(Iz 43, 19a)

Znudziłeś się Mną człowieku. Chciałeś czegoś więcej – więcej niż Wszystko – i wybrałeś grzech, czyli: nic.

Mówiłeś, że jestem już passé, tymczasem to właśnie wszystko inne przemija: „trawa usycha, więdnie kwiat, lecz słowo Boga naszego trwa na wieki”. Od zawsze jestem TERAZ i nigdy nie jestem wczoraj. Bo zawsze jestem z tobą.

Myślisz może czasem, że jestem trochę zbyt zachowawczy, Bóg-konserwatysta. Czy Ja jestem zachowawczy, czy może ty – który drżysz ze strachu by zachować przy sobie to „twoje”, którym nadbudowujesz swój kompleks kruchości?

JA jestem wieczne żywy, JA jestem wiecznie młody. Wciąż nowy i niezgłębiony w swej świeżości. To tyś się zestarzał – w grzechach swoich. Ale teraz robię coś zupełnie nowego – kogoś nowego zupełnie: „przekreślam twe przestępstwa i nie wspominam twych grzechów”. To Ciebie czynię Nowym.

Twój Bóg-rewolucjonista

-----------------------------------------------------------------
a tu jest oryginalny link:

http://dominikanie.pl/polecamy_x/odcienie_slowa/news_id,3213,precz_z_nuda.html

czwartek, 16 lutego 2012

Chwała Trójcy Świętej! 
Łaska Pana Boga zawsze zaskakuje, jeśli się jej zaufa i w tym zaufaniu wytrwa, nawet w totalnych ciemnościach. Umierając dla Życia kochamy życie, umierając dla śmierci kochamy śmierć. 

poniedziałek, 13 lutego 2012

skupiając się

Mam do napisania ostatnią scenę. Po roku zmagań, pojedynków z samym sobą we mgle bez sekundantów i bez wszelkich reguł honorowej walki, a także bez przestrzegania konwencji genewskiej.. 

Konwencja genewska z 22 sierpnia 1864 roku

  • personel sanitarny jest neutralny w konflikcie, nie może być atakowany i nie bierze udziału w walkach
  • cywile, którzy pomagają rannym i chorym żołnierzom powinni być szanowani, nie można ich atakować
  • ranni w wyniku konfliktu powinni być traktowani jednakowo bez względu na ich narodowość
  • powołano znak czerwonego krzyża, którym podczas konfliktu oznaczane są formacje medyczne i ich personel

dotarłem do około 479 strony, bułka z masłem, ostatnia scena, która kończy ważniejsze wątki pierwszej części (bo nie wiem, czym wspomniałem, ale to trylogia)i równocześnie jest pięknym otwarciem na kolejne 1000 stron (albo i więcej)... da sie zrobić, bendzie pan zadofolony!

a teraz najlepsze:
niby mam początek (mówimy ciągle o ostatniej scenie), dalej niby wiem, co mam napisać, wątki główne znajdują rozwiązanie, jest też otwarcie do dalszego snucia opowieści, ale niestety trąba bąba jak mawiał Gombrowicz zapadam nagle na "ogólną niemożność".. i trąba bąba nici z pisania

w ogóle gdy skupiam się na pisaniu [nie mylić z pisaniem  faktycznym = stukanie palców w klawiaturę, z którego to, nikt nie wie do końca jak, wychodzi ciąg słów zwanych zdaniami, które to z kolei układają się w literacko atrakcyjną i merytorycznie w miarę logiczną i spójną całość] to mój mózg wyłącza wszystkie inne funkcje jak np. czytanie, rozmowy, spotkania, kino, książka, praca, montaż, pisanie muzyki, miłe odnoszenie się do najbliższych, niezobowiązująca rozmowa z sąsiadem z 12-stego piętra w windzie - a zostawia jedynie funkcje podtrzymujące życie biologiczne i to też nie w pełni i nie wszystkie.. bo np. spanie znacznie ogranicza do jakichś 15 minut na dobę, rodzaj nerwowych wyładowań w mózgu przy równocześnie przymkniętych powiekach, na pociechę zostaje jedzenie, picie i wypróżnianie się

ostatecznie czuję się nieco oszukany [hm!sic!phi!] gdyż skupiając się na pisaniu nie tylko, że nie mogę pisać bo dopada mnie "ogólna niemożność" to na dodatek wszystkie małe uroki życia powyżej biologicznego horyzontu są mi brutalnie odbierane w bardzo prosty i skuteczny sposób - a mianowicie, tracą swój niewątpliwy urok...

i bądź tu pisarzem...
właściwie nie będąc nim, gdyż będąc pisarzem przed debiutem się nim nie jest [jakbyś nie wiedział]


P.S.
[jakbyś nie widział]
niektórzy nawet po debiucie nie zaczynają nim być

środa, 8 lutego 2012

[…]mówią, że boję się myśleć. bo gdybym zaczął myśleć musiałbym dojść do wniosku, że Ciebie nie ma. inteligencja jest dla nich czystym hologramem widzialności. to że im z kolei myli się hologram z samą substancją bytu to już zupełnie inna kwestia. oni jednak nie widzą w tym żadnej sprzeczności. ich ręka dotyka krzesła i takim tanim aczkolwiek skutecznym sposobem utwierdzają się w przekonaniu że istnieją. Boga nie mogą tak dotknąć - stąd prosty wniosek że Go nie ma. logika ich strzeże. w cieniu jej skrzydeł są bezpieczni. nawet ich sny muszą być logiczne. nie przepadają za surrealizmem. za bardzo kojarzy im się z opium wiary. dewiacja rzeczywistości powstaje w umysłach słabych. niedojrzałych i schorowanych. kiedy już sobie udowodnią, że Boga nie ma oddychają pełną piersią. jak J.P. Sartre nie chcą mieć cały czas przy sobie natrętnego świadka ich wzlotów i upadków. nie chcą mieć dodatkowych oczu śledzących. czyhających na ich błędy. oto dlaczego wolą myśleć, że prawdziwe myślenie jest odwagą niemyślenia o Tobie. nic nikomu nie są dłużni i tak jest najlepiej. zdrowiej. nie muszą ogrywać ról których nie rozumieją. logika strzeże ich normalności. szczycą się normalnością choć nie potrafią jej zdefiniować. 
od kiedy zaczął pan wierzyć w Boga? kiedy zachorował pan tę przypadłość? wie pan że religia jest schizofrenią naturalnej i spontanicznej percepcji bytu? po prostu nie odróżnia pan rzeczy istniejących od nieistniejących. to nie jest groźne pod warunkiem, że nie słyszy pan głosów. a propos. czy słyszy pan głosy? czy one każą panu kogoś zabić? palę metafizyczny haszysz. noszę długą koszulę w kwiaty i boso chodzę po rozgrzanym asfalcie. kołyszę się w hamaku dziecięcych iluzji. oni potrafią to zrozumieć. są wielkoduszni. potrafią zaakceptować to że boję się myśleć. oni się nie boją. wykuwają swój sens niczym długie korytarze w skamieniałym od milczenia wszechświecie. dumni są ze swych korytarzy. choć nie wiedzą dokąd one prowadzą i po co w ogóle je drążą. odpowiadają: coś przecież trzeba robić. patrzą z pogardą, w opcji bardziej "lajtowej": z politowaniem na tych co nie drążą. wychodzi biały robak z papierówki i oświadcza: odkryłem sens wszechświata! wydrążyłem w nim tyle tuneli że aż się rozpadł[…]

wtorek, 7 lutego 2012

"Grzech pierworodny - odkąd  człowiek utracił swą najprawdziwszą naturę, wszystko może stać się jego naturą i właśnie na tym polega jego największe nieszczęście"
Blaise Pascal (matematyk, fizyk, filozof, mistyk) 


Hm... zależy jak pojmujesz kwestię szczęścia


no i zaczęło się...


Mr Brak wyciągnął nóż
lub fragment tępego ostrza
na resztce obłupanej rękojeści
zależy jak pojmujesz funkcjonalność formy
w gęstym mroku
w martwych chmurach much
lub chmurach muszych chmar
albo też chmarach martwych chmur
zależy jak pojmujesz rolę poezji
namacał krawędź pluszowego wszechświata
i wzdrygnął się od jego obrzydliwej oczywistości
wytrawne chirurgiczne cięcie
z jednym lub bez jednego oka
zależy jak pojmujesz naturę
Mr Brak z nieukrywanym wstrętem
lub uśmiechem krzywych proporcji
zależy jak pojmujesz estetykę twarzy
zanurkował w puchową przestrzeń
pikując wysunął dolną szczękę -
- wybrakowany dziób którym się chełpił
wśród nudnych dziobów kompletnych
zależy jak pojmujesz intrygę urozmaiceń
lądowanie było ohydnie miękkie
Mr Brak otrzepał swój prochowiec z drobinek gąbki
on naturalny drapieżnik bez jednej lub z jedną nogą
zależy jak pojmujesz istotę funkcjonalności
pokuśtykał w kierunku stadka pluszowych świadomości
które na jego widok się rozpierzchło
tylko jedna świadomość w welurowym płaszczyku
i z różowymi guziczkami
wpatrywała się w szkliste oko Mr Brak’a jak zahipnotyzowana
- dlaczego masz tyle braków? - zapytała
- zależy od tego jak pojmujesz kwestię pełni - odrzekł Mr Brak
ni to zgrzytem ni to dźwiękiem
zależy jak pojmujesz dysonans w harmonii
lub też harmonię dysonansu
- tobie do pełni brakuje już tylko braku
nie wiesz co to dotyk kostropatego grzbietu ciemności
łza spadająca na niemy piasek
albo błogie błądzenie w szkielecie pustki
Mr Brak przeciął atłasową płaszczyznę
i na poły spokojnym na poły zdenerwowanym głosem
zależy jak pojmujesz podekscytowanie samym sobą
kontynuował swój pokrętny wywód
- a to wszystko
spójrz
na wyciągnięcie ręki
pluszowa świadomość nachyliła się nad szczeliną
a kolczasta noc
wyłupiła jej oczy

sobota, 4 lutego 2012


białe lwy idą krawędzią świtu
po tej stronie jest noc
wysadzana gwiazdami
wyszywana we wzory
lęku nadziei krzyku wiary
prześwitują hieroglify
ślady pocałunków na szybie
miłość jest najbardziej pojemnym słowem
większym od płynącego wszechświata
ma w sobie wszystkie twarze
od pozornego okrucieństwa do niepojętej czułości
fale odwracają kamienie
odkryte spody ciemne strony księżyców brzuchy owadów
oczy rozmyte ucieczką w ciemność
a ty
namaszczona balsamem przeciw przemijaniu
upstrzona barwnym popiołem
z makijażem wyzywających koncepcji
i szminką zamiast płomienia
dajesz sobie kształt
złote mini podarte pończochy szpilki
rzucone w jaskrawą noc świetliste węże
ekskluzywne limuzyny tak ekskluzywne że niesłyszalne
i te samopączkujące pączki
z cukrowymi kłami zamiast nadzienia
nie pod latarnią nie pod jasną witryną z klejnotami
ale pod czarną dziurą stajesz
co była gwiazdą z wszystkimi promieniami
i całą noc będziesz się prężyć w czteroznaczne s
i wyrwą ci szkiełko z twej pękniętej wieczności
i będziesz płakać w ciemnym pokoju
ściągając sztuczne rzęsy
zdrapując ze skóry wygasłe pożądanie
i będziesz wzywać Tego którego zostawiłaś
jak popsutą zabawkę na czułość nakręcaną 
i On przyjdzie
zawsze przychodzi
spójrz
białe lwy idą krawędzią świtu

piątek, 3 lutego 2012

stoję na progu szarości
anioł otwiera mnie jak skrzynię
i czyta listę wyposażenia:

1. trzonek siekiery bez ostrza
2. las bez drogi
3. gwiazda bez imienia
4. dusza z okienkiem na bezgraniczne

zgadza się

zadania:

1. znaleźć ostrze
2. wykarczować drogę do gwiazdy
3. nadać jej imię
4. skoczyć w nieskończoność

bułka z masłem - -
mówi

sprawozdanie:

1. Słowo jest ostrzem
2. każda ciemność ma swój brzeg
3. światło nosi imię i oblicze Jezusa
4. śmierć jest trampoliną - ostatnią krawędzią na sprężynach

Wszechmocny Szept

"Wszechmocny Szept"


To jedno imię (z nieskończonej ilości Jego imion) wymykało mi się najdłużej i najskuteczniej... ale teraz, w najmniej spodziewanym momencie, ukazało mi się z całą mocą i pięknem!

środa, 1 lutego 2012

myślą
bibułą
lękiem i drżeniem
rzezią słów niewiniątek
palcami łkającymi na klawiaturze z mgły
drążyłem ją w sobie
drążyłem poza
żłobiłem paznokciami
w grafitowym
granitowym OBLICZU

i oto jest
moja grota
organicznie ograniczona pustka

PAN przechodził
pękały granice
jęczały wrzeszczały jaźnie
dziwnie rozciągliwe
syczały wzdłuż i wszerz bytu

ale to nie był PAN

potem nagły brak ziemi pod stopami
brak życia
skulony embrion
pulsujący w oddechu śmierci
upiornie żywy

ale to nie był PAN

potem PŁOMIEŃ
pochłonął amorficzne twarze
groziły błagały żebym nimi był
zdzierałem je gdy płakały

ale to nie był PAN

i niczym już nie mogłem się zasłonić
gdy PAN nadchodził
szmer łagodnego powiewu
wszechmocny szept