sobota, 31 grudnia 2011

Pozwalaj Bogu odchodzić. Nie umieszczaj Go za gablotą, żeby zatrzymać Jego idealny wzór, dokładną miarę czy "wgląd instant". Zawsze odchodzi tylko Jego obraz, bo Ten Który Jest nigdy, nigdzie nie odchodzi.

poduszka wypełniona
poduszka wypełniona głosami poduszka wypełniona granatowymi dziurami poduszka wypełniona brakiem poduszka wypełniona zwiędłymi wszechświatami poduszka wypełniona cudzymi snami poduszka wypełniona kwantową owsianką poduszka wypełniona nabojami poduszka wypełniona pianą poduszka wypełniona księżycową pełnią poduszka wypełniona cyrkoniami
poduszka wypełniona wszystkim
tylko nie pierzem

niedziela, 25 grudnia 2011


Nieskończoność za nieskończone zaufanie. Ta myśl zrosła się z moją świadomością, zrównała z oddechem i zsynchronizowała z biciem serca. Stała się moim mottem, lustrem, wezwaniem, a mimo to jej istota pozostała w pewnym sensie “nietknięta”. Ta myśl jest tylko desygnatem, ale to, co “wyraża” posiada znaczenie jedynie poza słowami. W rzeczywistości napełnia się dopiero jakimkolwiek znaczeniem w doświadczeniu modlitwy kontemplacyjnej. Bo jak niby słowami opisać cudowny “pościg”, “zaplatanie” i “przenikanie się” “dwóch nieskończoności”? “Boskiej przestrzeni wielkości” z “ludzką przestrzenią nicości i małości”? Tam, gdzie pojawia się dużo cudzysłowów to niewątpliwy znak, że czas porzucić słowa. Muszę jednak dodać, że ta Boska Nieskończoność nie rozmywa się w niekreślonej strefie czysto duchowych i metafizycznych epfanii. Boska Nieskończoność ma Imię, Kontekst, Oblicze, swą niepowtarzalną Historię - jej Imię to Jezus Chrystus. 

piątek, 23 grudnia 2011


To prawda, że Pan Bóg jako Rzeczywistość Pierwsza i Ostateczna jest nieuniknionym celem dla swego stworzenia, ale nie osiągamy Go siłą poza-osobowego prawa, jakąś mocą “Odwiecznej Bezwładności”. On nie jest enigmatycznym, nieskończenie skomplikowanym kodem Miłosierdzia, który zawsze działa tak, że bez względu na naszą wolę, postawę i tak wszystko zostanie nam przebaczone. To nie cukierek nieskończonego szczęścia, którego musimy zjeść (bez względu na to, czy lubimy, czy nie cukierki; czy chcemy zjeść, czy też nie chcemy). Tak, jak nie ma w Nim żadnej formy przymusu, tak też nie ma w Nim “zautomatyzowanych” odruchów. Z każdym człowiekiem, każdą duszą, boską iskrą rzuconą w odmęty natury, bezwzględnie broniącej swych praw, tworzy jedyną, niepowtarzalną opowieść - historię przemieniania obrazu Siebie w Siebie samego. Wschodnia mistyka naturalna próbuje ten cały proces osobowego dialogu stworzenia ze Stwórcą zredukować do ukrytych, tajemnych praw natury, które działają niczym skomplikowana maszyneria. Takie rozumienie nie ma nic wspólnego z pojęciem Bożego Miłosierdzia - wolnym, nieprzymuszonym aktem Stwórcy ofiarującym życie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa za swe dzieci, które po prostu zbłądziły. Gdyby Bóg “nie odróżniał” swego stworzenia od Siebie dialog miłości byłby czystą fikcją. Gdyby Bóg nie odróżniał nas od Siebie, nie mielibyśmy szans na zaistnienie. Paradoks polega na tym, że nasza odrębność jest gwarantem naszej niezwykłej godności, ale równocześnie nieustającą świadomością nicości, z której zostaliśmy wyłonieni.

środa, 21 grudnia 2011

W Bożej Miłości piękne jest to, że nie ma w niej żadnej podprogowej, natarczywej sugestii, iż jest ALL THE BEST. Nie potrzebuje żadnej reklamy, jest duszą wszelkiej duszy i wnętrzem wszelkiego wnętrza, nigdy nie przychodzi jako coś obcego, z zewnątrz.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

A najbardziej w Bogu podoba mi się to, że szczęście którym jest On sam ma charakter subtelnego zaproszenia, dyskretnego dialogu, przygody poszukiwania, konfrontowania i doświadczania. Nie ma w Nim rysu wiecznie obrażonego Absolutu, czy ukrytego głęboko wyrzutu do swego stworzenia, że skoro Go nie chce, to "się nie zna" lub "niech się wypcha". Margines tolerancji dla błędu nierozpoznania Go jako jedynego szczęścia wydaje się być nieskończony, tak jak Jego Miłość. Ten margines to Boże Miłosierdzie. Zbawienie duszy jest zalecane, nigdy narzucane! Pragnąć zbawienia to odkryć, że w Miłości Boga nie kryje się nawet najmniejszy cień jakiegokolwiek przymusu. Pragnąć zbawienia to odkryć najbardziej radykalną postać wewnętrznej wolności.

piątek, 2 grudnia 2011

Karl Rahner, wybitny teolog i człowiek modlitwy powiedział, że "Chrześcijanie XXI w. albo będą mistykami, albo ich nie będzie wcale". Absurdy, cyrki i jarmarki wiary rodzą się tam, gdzie żywe, intymne i przemieniające doświadczenie REALNEGO BOGA zastępuje się czysto intelektualnym przekonaniem, które z kolei prowadzi do postawy lęku i władzy zabobonu nad tymże intelektem. Wciąż się powtarza, ze żyjemy w czasach ostatecznych, tak też uważam osobiście, rzecz jednak polega na tym, że te czasy charakteryzują się przedefiniowaniem pojęcia RZECZYWISTEGO - Bóg nie mieści się w skali "rzeczywiste" i na tym wiele dla siebie ugrywa głupota, szatan, materializm, ateizm, zabobony itp. Dla mnie mistyka to najlepsze lekarstwo na te czasy, to niejako "urealnienie" Boga w moim życiu. Oczywiście napisałem słowo: "urealnienie" w cudzysłowie, bo to nie my UREALNIAMY Boga w tym świecie. On jest podstawą wszelkiego bytu, więc nie ma tu czego "urealniać". Paradoks polega jednak na tym, że człowiek ma (i to właśnie od samego Boga) straszliwą zdolność wykluczenia Jego Osoby ze swego doświadczenia, a ten dziwny podarek od Niego nazywa się: samostanowieniem i wolnością. Poprzez modlitwę mistyczną Jego Obecność staje się czymś ŻYWYM, REALNYM, NATURALNYM jak oddech. Tylko tak możemy od nowa przedefiniować rozumienie "rzeczywistego" w dzisiejszym świecie. Jest tyle skarbów duchowych, mistycznych w Kościele Katolickim. Wystarczy sięgnąć... św.Teresa z Avilla, św.Jan od Krzyża, św.Tersesa z Lisieux, św. Vianney... cały arsenał głębi i artylerii duchowej. Mało tego, śmiem nawet twierdzić, że Pan Bóg w tych czasach celowo prowadzi do "ośmieszenia" kościelnych zabobonów, będących wyrazem płytkiej wiary - to jest jak Jego koło ratunkowe, zdecydowane wezwanie do Głębi.